sobota, 3 marca 2012

Polski dubbing w filmach aktorskich



Czekam sobie na premierę Avengers. Nie jest to meritum notki, oczywiście, ale wiążę się z tym, że śledzę dość uważnie newsy dotyczącego tego niewątpliwego hitu wakacji. No bo ejże, kilku superbohaterów w jednym filmie. W każdym razie, jakiś czas temu odkryłem, że do naszych rodzimych kin zawitają - o zgrozo! -dwie wersje filmu; z napisami i z polskim dubbingiem. P o l s k i m  d u b b i n g i e m. Zmorą w filmach aktorskich, o której wpis ten będzie traktować.

Na wstępie zaznaczę, że bardzo lubię rodzime dubbingi w filmach animowanych, bo zawsze stoją na wysokim poziomie zarówno pod względem aktorskim, jak i tłumaczeniowym. Taki Shrek to już przecież klasyk w tej kategorii, podobno nawet za granicą doceniony. Szkoda tylko trochę, że dużo tłumaczeń jest trochę na siłę dostosowywanych dla polskiego widza i wciska jakieś nawiązania do rodzimej kultury czy show biznesu, chociaż i to niekiedy wypada naprawdę fajnie, o czym później.
Co się tyczy filmów aktorskich – nie ukrywajmy, że „wkładanie” polskich dialogów w usta aktorów zza granicy nigdy nie zaowocuje tym, że będzie taki zabieg wyglądać naturalnie. Dlatego właśnie uważam, że jeśli już robić dubbing do filmu, to tylko do takiego skierowanego do trochę młodszego widza, który to takim filmem może się ewentualnie zainteresować. Dystrybutorzy myślą jednak inaczej.

Na pewno kojarzycie film 8. Mila z Eminemem w roli głównej. Czy wiedzieliście, że Polacy tenże film zdubbingowali? Można się było domyśleć, prawda, w końcu to idealny film dla całej rodziny, który jakieś standardowe Szczęśliwe Małżeństwo wraz z Ukochanymi Dziećmi może sobie obejrzeć w niedzielne popołudnie z uśmiechem na ustach. NO CHYBA JEDNAK NIE. Nie wiem więc, kto jest docelowym odbiorcą polskiego dubbingu, w którym Eminem przemawia głosem Borysa Szyca, w każdym razie… Nie no, nie ma „w każdym razie”, ja po prostu tego nie ogarniam. Podobna sytuacja występuje w przypadku amerykańskiej wersji The Ring z Naomi Watts, która też w polskim wydaniu DVD ukazała się między innymi w wersji z dubbingiem. Naprawdę, nie mam pojęcia kto może oglądać horror z dubbingiem, chyba że był on robiony z myślą o ludziach, którzy ze strachu nie będą w stanie czytać napisów, a lektora nie lubią. Przeglądając listę zdubbingowanych filmów, natknąłem się zresztą na kilka innych pozycji, których bym się tam nie spodziewał. Żeby daleko nie szukać – Maska z Jimem Carrey, Uwolnić orkę, Thelma i Louise, Rob Roy, Złap mnie, jeśli potrafisz, czy wreszcie Terminal Spielberga. O tym ostatnim wiedziałem z racji posiadania DVD z tym filmem, i zaprawdę powiadam wam – ten dubbing nie powinien był ujrzeć światła dziennego!

Lecimy dalej. Filmy z serii Star Wars. Kolejna ofiara pomysłów dystrybutorów co do dubbingowania niektórych produkcji. Zaczęło się od Nowej Trylogii, czyli filmów tworzonych w latach 1999-2005. Mroczne Widmo, czyli w chronologii uniwersum film numer jeden, został, o dziwo, zdubbingowany nie aż tak źle (co nie znaczy że jest to jakaś słuszna opcja oglądania). Można przetrwać cały seans bez obawy, że zaczną krwawić uszy. Sam film też ma sporo elementów, które w sumie mogą spodobać się dzieciakom – vide beznadziejne infantylna postać Jar-Jar Binksa – poza tym głównym bohaterem jest 9-letni chłopak, także decyzja o dubbingu jest w jakiś sposób zrozumiała. Atak Klonów z 2002 również został zdubbingowany, oczywiście, jednak przetrwać cały film jest już nieco trudniej. Oglądaliście Inspektora Gadżeta i pamiętacie jego głos w polskiej wersji? No, więc Obi-Wan Kenobi przemawia u nas tym samym głosem, przez co ma się wrażenie, że zaraz powie „Dalej, dalej, miecz świetlny Gadżeta!”. Najtrudniejszy do zniesienia jest jednak polski seans Zemsty Sithów (2005). Po raz pierwszy w Nowej Trylogii pada w nim bowiem nazwa Darth Vader. Vader. Wejder. Niestety, w polskiej wersji niejednokrotnie usłyszymy wyrecytowane Dart Wader. Zajeżdża to lekką masakrą i tym razem już rani uszy, a jeśli dodać do tego polski głos Vadera (w oryginale tubalny i wybitnie charakterystyczny), to już naprawdę krew się leje strumieniami, bo Vader brzmi jakby miał katar, a ekspresję ma taką jakby prosił o dolewkę herbaty w domu starców. Boję się więc sprawdzić, jak prezentuje się dubbing Starej Trylogii, który został wykonany na potrzeby polskiego wydania całej sagi na Blu-Ray. Jestem przekonany, że i tam można usłyszeć frazy typu „Lordzie Wader”, natomiast w roli Luke’a Skywalkera występuje Marek Mostowiak. Znaczy się, Kacper Kuszewski. Ech.

Kolejna słynna seria, która dorobiła się polskiego dubbingu, to Harry Potter. Tutaj dubbing był oczywistością, jako że pierwsza część była mierzona głównie w dzieci, kolejne już może nie tak bardzo, ale mimo wszystko – młodzi tłumnie walili do kin. Nie lubię dubbingu w tych filmach i fajnie, że trzy ostatnie części były w kinach wyświetlane także z napisami. To znaczy, całkiem fajnie dopasowane głosy, typu Piotr Polk jako Lupin czy Marek Obertyn jako Hagrid, mieszają się tutaj z kompletnie nietrafionym wyborem. Sam głos Harry’ego, zwłaszcza w pierwszej części, jest sztuczny niczym usta Lany Del Rey. Poza tym jestem fanem brytyjskiego akcentu i słuchanie oryginalnych głosów brytyjskiej obsady sprawia mi dużo frajdy, plus nie da się niczym zastąpić głosu Alana Rickmana. Nie wspominając o zabawnym polskim głosie Voldemorta, który czyni postać jakby śmieszniejszą. Także tego, Harry Pottery oglądać w oryginale!

Jedyny chlubny wyjątek na jaki się natknąłem, to polski dubbing do filmu Asterix i Obelix: Misja Kleopatra. Już sam film jest po prostu znakomity i stanowi potężną dawkę doskonałej rozrywki. Jak dla mnie – najlepsza możliwa ekranizacja Asterixa. Co do dubbingu, to za dialogi odpowiedzialny był Bartosz Wierzbięta (ten od Shreka) i wywiązał się z zadania rewelacyjnie, tak samo zresztą aktorzy podkładający głosy. Polski dubbing jest zabawny, fajnie, i nienachlanie akurat, nawiązuje do polskich realiów i świetnie współgra z samym filmem. Jak się chce, to można.

Całe szczęście, że Polacy nie osiągnęli jeszcze takiego levelu jak Niemcy, którzy dubbingują chyba wszystko co się da, widocznie mają takie uwielbienia do swojego, ekhm, języka, że nie są w stanie zaakceptować faktu, że w amerykańskich filmach mówią po angielsku. Niemniej, naprawdę mnie zastanawia, czym kierują się nasi rodzimi dystrybutorzy jeśli chodzi o wybór filmów „nadających się” do zdubbingowania, bo o ile wspomniane we wstępie Avengers można wytłumaczyć tym, że dużo młodzieży przyjdzie pooglądać naparzających się bohaterów komiksów, tak tej 8. Mili nie ogarniam kompletnie. Robić mniej dubbingów w nie-animacjach, a jak już, to na takim poziomie jak w Misji Kleopatra. Oto moja recepta. Na zakończenie pozdrawiam Kolegę mojego Taty, z którym to tata mój przeprowadził kiedyś taką rozmowę:

K: Byłem w kinie na Flubberze.
T: O, z dubbingiem?
K: Nie. Z Williamsem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz