piątek, 24 lutego 2012

Rysiek nie żyje, czyli o "Klanie" słów kilka


Rysiek z Klanu nie żyje. Stało się. Kultowa postać polskiego tasiemca umarła w kapciach i szpitalnym szlafroku po tym, jak próbowała powstrzymać złodzieja okradającego go z pieniędzy. Nie będzie już więcej mycia rączek, strzelanin w burdelu, czy bójek przy samochodzie. Po 15 latach Piotr Cyrwus odszedł z serialu. Ryszard Lubicz trafił do tego samego Nieba, w którym od kilku miesięcy znajduje się też Hanka Mostowiak.

Czy jest to dla widzów powód do smutku? I nie mówię tu o tych widzach, którzy zasiadają codziennie do Klanu, żeby uważnie śledzić losy bohaterów, o ile są tacy. Chodzi mi raczej o kochaną społeczność internautów, która namiętnie wyszukuje „najlepsze” cytaty, sceny, dialogi, komentuje urywki z serialu na jutjubie, robi parodie (w większości niezbyt wyszukane, ale jednak) – mówiąc krótko, traktuje ten serial wyłącznie jako niewyczerpalny obiekt do żartów. Teraz jeden z jej nadrzędnych „celów” został uśmiercony. Z moich obserwacji wynika, że pomimo tego faktu, odpowiedź na pytanie zadane na początku akapitu brzmi „nie”, bo raz, że śmierć Ryśka to kolejny temat do żartów i  obmyślania wszelakich dziwnych tekstów (już widywałem takie typu „I hyc o podłogę i Rysiek kurwa bęc!”), a dwa, że poczciwy taksówkarz to tylko jedna z postaci godnych w tym serialu uwagi.

Przyznać jednak trzeba, że sam sposób uśmiercenia Lubicza nie jest aż tak wymyślny jak zejście Hanki M. i nie ma (chyba) tego kluczowego elementu, z którego można by robić memy internetowe – w przypadku Hanki były to oczywiście kartony („Wjedź w kartony – umrzyj”), w przypadku Ryśka będzie to co najwyżej podłoga. Chociaż nie zaprzeczam – fakt, że chory Rysiek umarł w szpitalu nie w wyniku komplikacji po przebytym zawale, ale po napadzie, potknięciu się o łóżko i uderzeniu głową w glebę (po zabawnym locie w zwolnionym tempie) jest dość ironiczny. Ciekawa jest też reakcja jego żony, Grażyny, która po usłyszeniu informacji o śmierci męża – stoi twardo. Kiedy jednak lekarz dodaje, że jej zmarły mąż jest dawcą organów, Grażyna wydaje dźwięki odpalanego Malucha i wpada w histerię. I tu pytanie, czy żałuje tych organów, czy męża. Do interpretacji. Głębokie.


Sama śmierć Ryśka to strata ważnej postaci ­do-nabijania-się-z, ale nie ukrywajmy że był on tylko jednym przedstawicielem tego panteonu. Innym kultowcem jest, naturalnie, jego serialowy syn, Maciej. Przyznam szczerze, że trudno mi się nie śmiać z tych wszystkich urywków z jego udziałem. I nie chodzi tu o chorobę aktora, bynajmniej. Bardziej o fakt, że scenarzyści miast pokazać iż osoba dotknięta zespołem Downa może być rezolutna i jakoś radzić sobie w świecie, sukcesywnie robią z niego większego przygłupa, niż na to zasługuje. Rozwalanie monitora klawiaturą, wizyty u seksuologa związane z jego miłością do Martynki, browar Bartek w wannie, ćwiczenie powitania przed lustrem, wychodzenie o 1 w nocy na imprezę i pukanie do drzwi jak gestapo, siermiężne dowcipy na 1 kwietnia, itede, itepe. Jak to się ogląda, to naprawdę, przy całej dobrej woli, ciężko się nie śmiać. Trudno jednak powiedzieć, ile osób nabija się z sytuacji, a ile z samej choroby, wydaje mi się że przedstawicieli tej drugiej grupy też jest całkiem sporo, jako że dużo najwyżej ocenianych komentarzy pod filmikami to różne, na przykład, wariacje żartu „odpalił i pojechał”, nawiązujące do jąkania się Maćka. Chłopak wydaje się być jednak czasem bardziej rezolutny, niż pozostałe dwie latorośle Grażyny i Ryszarda, tj. Kasia i Bożenka. Kasia jest prawdopodobnie jedną z najbardziej irytujących postaci w historii polskich seriali (i wysnuwam ten wniosek zaledwie po kilkunastu fragmentach na YT), i jeśli kiedyś będę mieć córkę, to życzyłbym sobie żeby nie była tak upierdliwym, wymądrzającym się pulpetem, który wszystko wie najlepiej, a na imprezie swojej siostry (o której więcej poniżej) po wykonaniu tańca szamana z plemienia indiańskiego nie krzyczała jakże młodzieżowego tekstu „WIĘCEJ CZADU”.


Właśnie. Impreza Bożeny to jeden z tych bardziej znanych fragmentów serialu (tzn. jeden z najłatwiejszych momentów do wyśmiania). Grupa młodych osób pląsa w kuchni Lubiczów w rytm czegoś, co nawet trudno nazwać muzyką, bo brzmi to jak background w piosence ze Smerfnych Hitów (dramatyczne wołanie Kasi jest więc w sumie nawet uzasadnione), Bożenka mówi o imprezie dorosłych, a kamera robi najazd na stojące na stole dzbanki z sokiem pomarańczowym (czyżby to było jakieś ukryte przesłanie?). To tylko jedna z tych scen rażących swoistą nieudolnością, bo oto twórcy Klanu w innych fragmentach, między innymi:
  • uczą,  jak podrywać dziewczynę  (pamiętajcie, „Tak pytam, żeby gadka nie zgasła” to podstawowa broń w arsenale każdego Don Juana);
  • dają do zrozumienia, że warto wozić w bagażniku siekierę w razie jakby Twój, czytelniku, dom, napadło kilku gości witających się kulturalnie „Dzień dobry” (słynna scena z Jerzym i gangsterami u Chojnickich);
  • pokazują, że całowanie się w miejscu publicznym może zaowocować kłótnią dwóch przyglądających się temu starszych pań;
  • przedstawiają meandra medycyny i ukazują fakt oślepnięcia w pościgu samochodowym, gdy uciekając przed bandytami wieziesz obok siebie dziewczynę, którą siłą wyciągnąłeś z domu publicznego (ach, ten Rysiek!);
  • uczą takich powiedzonek jak „Błożesztymój”;
  • przedstawiają szalone życie polskiej młodzieży, która posługuje się „trendy” językiem używanym jakichś kilkanaście lat temu, o ile w ogóle (to akurat bolączka nie tylko „Klanu”, bo z tego co zaobserwowałem to i w innych tasiemcach scenarzyści mają jakieś zaburzone pojęcie na temat ludzi stanowiących przyszłość Narodu Polskiego);
  • straszą nas dramatycznymi zwrotami akcji, takich jak kwas wylany na twarz pana Jeremiasza…

I wiele więcej. Nie wspominając o niesamowicie nachalnym product-placement, który chyba jeszcze nigdy nie był tak perfidny:







To wszystko jest aż w jakiś sposób piękne, bo prawie wydaje się, że twórcy idą widzom naprzeciw i choćby pomarło więcej postaci, to i tak będzie się z czegoś pośmiać właśnie przez takie pojedyncze sceny-perełki, które nie wiem, w jakim stanie pisali scenarzyści. Swego rodzaju fenomen i temat wciąż popularny, bo niektórzy ludzie jakby łakną kolejnych głupich fragmentów, które będzie można przerobić, podłożyć nowe głosy, porobić z nich screeny, albo po prostu pooglądać i poczytać co poniektóre wymyślniejsze komentarze. Jest to jakiś sposób na popularność, i chyba dlatego nasz polski tasiemiec jeszcze zipie. Ciekawe, czy ten trend się kiedyś znudzi. Póki co - Rysiek umarł, Klan wciąż żyje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz