sobota, 28 stycznia 2012

Polskie tłumaczenia filmów

Ze zgrozą obserwuję te nowinki na stronach filmowych, które dotyczą dystrybucji w Polsce filmów zagranicznych. Głównie chodzi tu oczywiście o polskie przekłady tytułów, które są czasami tak cudownie nieudolne, że można je wręcz nazwać perełkami. Część takich perełek jest wszystkim doskonale znana i nie stanowi żadnego zaskoczenia, są też jednak filmy, co do których nie sposób się domyśleć, że Polski Tytuł i Zagraniczny Tytuł odnoszą się do tej samej produkcji. Poniżej luźno wypunktowałem w kolejności przypadkowej kilka tych najbardziej znanych, tudzież absurdalnych tłumaczeń.


  • Na początek coś, co musi się w takim spisie znaleźć koniecznie – Dirty Dancing, przełożone u nas na Wirujący Seks. Ten, kto obmyślił polski tytuł tego filmu, musiał mieć POTĘŻNĄ wyobraźnię. To znaczy,  no dobra, bohaterowie wirują, ale żeby od razu brać to pod tytuł? Szczęście, że Dirty Harry nie został u nas Wirującym Harrym, a Dancing With The Wolves nie oznacza, że Kevin Costner musi uprawiać seks z wilkami. A fuj.


  • Kolejny mocarz polskich tłumaczeń – Die Hard, a więc nic innego, jak Szklana Pułapka. Tutaj sytuacja jest trochę inna, bo dystrybutorzy nie mogli raczej przypuszczać, że powstaną sequele, lecz mimo to i tak śmiesznie się teraz patrzy na tytuły kolejnych (zbędnych) części i opcje, w jakich można je przełożyć na nasz język.  Parafrazując cytat z basha, nadchodząca kontynuacja zatytułowana It’s a Good Day to Die Hard winna w Polsce funkcjonować jako To dobry dzień, żeby szklana pułapka. Proste. Podobna sytuacja ma też w sumie miejsce z The Hangover, którego pierwsza część została nawet DOSYĆ pomysłowo przetłumaczona na Kac Vegas, ale sequel… No właśnie, sequel pomieszał wszystkie idylliczne plany i mamy Kac Vegas w Bangkoku. O zgrozo. Ciekawe, czy jak powstanie trzecia część (ma się dziać w Amsterdamie chyba), to ją nazwą Kac Vegas w Bangkoku w Amsterdamie.


  • Lecimy dalej, tym razem z nowości – weźmy słabiutkie No Strings Attached z Natalie Portman i Ashtonem Kutcherem. Tytuł oznacza związek bez zobowiązań, w Polsce zaprezentowano go jako, uwaga, Sex Story. Spoko, jest seks, jest story, wszystko się zgadza. Film o bliźniaczo podobnej tematyce – Friends With Benefits z Kunis i Timberlakem u nas chodzi pod tytułem To tylko seks. Dystrybutorzy chyba myślą, że samo słówko „seks” oznacza większą frekwencję na seansach, hm?


  • Trochę bardziej skomplikowana sytuacja występuje w przypadku świetnego Eternal Sunshine Of The Spotless Mind, gdzie Jim Carrey daje jeden ze swoich najlepszych występów w karierze (i to w roli dramatycznej). Historia człowieka, który wymazuje z pamięci swoją ukochaną, w Polsce została nazwana Zakochany bez pamięci. W kontekście filmu jest to nawet ciekawy i pomysłowy tytuł, tylko, cholercia, brzmi jak nazwa banalnej komedii romantycznej, którą film z Carrey’em absolutnie NIE JEST. Obawiam się, że mogło to zmylić dużo ludzi, którzy miast cukierkowatej historii miłosnej dostali film całkiem na poważnie, przez co odebrać go mogli negatywnie. I jest to dla tej produkcji krzywdzące.



  • Lost In Translation Sofii Coppoli to znakomity film, o czym będę przekonywać każdego, kto ma wątpliwości. U nas znany jako Między Słowami, co nie jest aż tak kiepskim tytułem, ale nie to jest meritum tego punktu, chodzi o inny film Coppoli, Somewhere. U nas  - Między miejscami. Serio? Rozumiem, że chciano nawiązać do tego najbardziej znanego dzieła Sofii, ale na litość, przecież to brzmi po prostu głupio.


  • About A Boy to kolejny świetny film, nienajgorzej przełożony u nas na Był sobie chłopiec. Zgadnijcie, jak w polskiej wersji wygląda tytuł innej produkcji tych samych twórców, An Education?  Tak, to Była sobie dziewczyna. So awesome.


  • Observe And Report w polskich realiach znaczy tyle samo, co Złap, zakapuj zabłyśnij. Okej. Nie kłócę się. Właściwie to znaczy nawet tyle, co Observe And Report: Złap, Zakapuj, Zabłyśnij. Bądźmy dokładni.


  • Cloverfield, skądinąd dobry film, ale może nie do oglądania na dużym ekranie, bo potem trzeba zażyć ze trzy Apapy żeby przestała boleć głowa. W Polsce: Projekt: Monster. What. The. Fuck. Przecież tytuł to i tak kryptonim wydarzeń pokazanych w filmie, więc czemu nie zostawić tego tak jak było, tylko bawić się w łączenie polskiego z angielskim? Bezsens, bezsens.


  • Fight Club, u nas znane jako Podziemny Krąg. Po co? Przecież fight i club to nie są skomplikowane angielskie słowa, poza tym oryginalny tytuł brzmi po prostu lepiej i dobrze oddaje ducha filmu. A tak to nawet skojarzyć obu tych tytułów nie da rady, jeśli się nie wie, że oba tyczą się dzieła Finchera.


  • Nightmare Before Christmas u nas znaczy tyle, co Miasteczko Halloween. Dobrze że tłumacze nie poszli dalej, i że w późniejszych wydaniach filmu Nightmare On Elm Street nie dali polskiego tytułu Miasteczko z ulicy Wiązów. W końcu nightmare = miasteczko, tak?


  • Terminator, a u nas Elektroniczny Morderca. Na szczęście do dystrybucji nie weszło, ostał się jedynie plakat, a ja nie mam serca się z tego nabijać. Przynajmniej rzeczywiście mówi trochę o fabule, a że brzmi jak nazwa parodii, no cóż. Terminator to Terminator!

  • Widziałem 2 sezony Prison Break i uznałem, że mi starczy. Historia Michaela „Mam jedną minę” Scofielda nie zawładnęła moim sercem, za to do dziś uśmiecham się ironicznie na myśl o polskim przekładzie tytułu tego serialu – Skazany na śmierć to już chyba klasyk. 

  • Finding Neverland z Deppem to poruszający i piękny film o twórcy Piotrusia Pana. Tytułowa Nibylandia w polskim przekładzie na pewno nie została znaleziona, mamy za to Marzyciela. No prawie jak ekranizacja Dyzia Marzyciela, ale Depp nie marzył o tortach i ciastkach. Chociaż, kto go tam wie.

  • Into The Wild, wyreżyserowany i napisany przez Seana Penna, to oparta na faktach, mądra i wciągająca historia człowieka, który zamarzył przemierzyć Stany Zjednoczone by dotrzeć na Alaskę. Tytuł dokładnie mówi, z czym będzie musiał zmierzyć się bohater, natomiast polski przekład - Wszystko za życie, wygląda jakby... Właściwie nie wiem jak wygląda. Niestety tytuł powieści, na podstawie której został nakręcony film, jest taki sam. 


Tyle z przykładów. Jest ich dużo więcej, ale nie ma sensu przytaczać wszystkich, skoro te dają dobry obraz tego, jakie są polskie przekłady tytułów. Udziwnione, kompletnie oderwane od oryginału, niekiedy bezczelnie nawiązujące do poprzednich dzieł poszczególnych twórców. Ja rozumiem, że czasami po prostu ciężko przetłumaczyć jest tytuł dosłownie, ale czy naprawdę nie można odrobinę poruszyć wyobraźnią (no, w przypadku Dirty Dancing poruszono nią aż za bardzo), by polski tytuł choć trochę przypominał oryginalny? No chyba że te przekłady mają zmusić widza do refleksji i sprawić, że ów widz dokładnie przemyśli, o co chodziło dystrybutorowi. Wątpię w to jednak i mam nadzieję, że kiedyś sytuacja się zmieni, w innym razie znów będzie dużo materiału do śmiania się i robienia facepalmów jednocześnie. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz