czwartek, 2 lutego 2012

Filmy o Batmanie - część 1


Wkrótce premiera ostatniej części trylogii Christophera Nolana o Człowieku - Nietoperzu. Apetyty rosną, a tymczasem warto przypomnieć sobie poprzednie ekranizacje przygód jednej z najsłynniejszych postaci komiksowych. Aby posty zbytnio się nie rozlazły, podzielę całość na trzy części. Oto pierwsza z nich.


POCZĄTKI


Batman to postać, którą czytelnicy po raz pierwszy ujrzeli na łamach komiksu Detective Stories, mówiąc ściślej, w jego dwudziestym siódmym numerze, w maju 1939 roku. Historia Bruce’a Wayne’a, osieroconego tragicznie w dzieciństwie bogacza, który pod osłoną nocy przywdziewa kostium nietoperza i zwalcza przestępczość w mieście Gotham, szybko zyskała popularność i już w latach czterdziestych widzowie otrzymali serial o jego przygodach. Warto odnotować, że to właśnie w tym serialu po raz pierwszy pojawiła się jaskinia Batmana. W ciągu dekady powstały dwa seriale, kolejny już w latach sześćdziesiątych, Batman i Robin. W 1966 powstała jego kontynuacja, a przy okazji pierwszy pełnometrażowy film o tym bohaterze - Batman: The Movie. W roli Batmana – Adam West, tak jak w serialu zresztą. Film, który nie mógł być robiony na serio, podobnie jak w serialu za dużo w nim absurdu i niedorzeczności, wszystko jest przesadzone łącznie z ekspresją aktorów, dialogi są campowe. Niemniej, niektóre sceny obrosły już dzisiaj małym kultem. Batman pokonujący rekina uczepionego jego nogi za pomocą Bat-sprayu na rekiny (sic!). Batman biegnący z karykaturalnie wyglądającą bombą przez deptak, nie decydujący się jej wyrzucić do rzeki ujrzawszy przepływające weń kaczki („Some days you just can't get rid of a bomb!”). Batman wygłaszający złote myśli typu „They may be drinkers, Robin, but they are also human beings”. I te dialogi, o których już wspomniałem… Moim faworytem jest tutaj konwersacja, jaką przeprowadzają Batman i Robin po ujrzeniu kolejnej z zagadek Riddlera:


Batman: "What goes up white, and comes down yellow and white?"
Robin: An egg!
Batman: "How do you divide seventeen apples among sixteen people?"
Robin: Make applesauce!
Batman: Apples into applesauce; a unification into one smooth mixture. An egg: nature's perfect container the container of all our hopes for the future!
Robin: A unification and a container of hope? United World Organization!
Batman: Precisely, Robin!

Bezcenne. Całość do obejrzenia jedynie w celu pośmiania się/jako ciekawostka, nie ma co się rozpisywać.  
W obliczu słabnącej popularności Batmana w latach 70, dwaj producenci, Michael Uslan i Benjamin Melniker, zakupili od DC Comics prawa do ekranizacji, chcąc stworzyć tym razem mroczny film, bardziej utrzymany w klimacie komiksu. Po tym, jak kilka studiów odrzuciło wstępną wersję scenariusza, producenci zwrócili się do Warner Bros., które to studio zaakceptowało Batmana.


BATMAN (1989)


W 1986 roku reżyseria nowego filmu o Mrocznym Rycerzu powierzona została Timowi Burtonowi. Reżyser chciał filmu poważnego, w tonie komiksów takich jak The Dark Knight Returns lub The Killing Joke. Scenariusz napisał na nowo Sam Hamm, pomijając w nim origin bohatera uznawszy, że retrospekcje załatwią sprawę. Dzięki temu u Burtona Batman działa jako mściciel w masce już od samego początku filmu. Do roli tytułowej zaangażowany został Michael Keaton, co spotkało się z pewnymi kontrowersjami, jako że aktor był do tej pory kojarzony z komediami. Do producentów słano nawet oficjalne protesty. W roli głównego antagonisty – Jokera, wystąpił Jack Nicholson, który za swój występ zainkasował podobno 50 milionów dolarów (jako że do wypłaty zostały też dołączone przychody ze sprzedaży biletów). Główna postać kobieca przypadła Kim Basinger.

                     
Cóż powiedzieć - film jest po prostu bardzo dobry. Stylowy, mroczny, przyciąga od pierwszej chwili, a przy tym wszystkim jest groteskowy i bardzo w stylu Burtona (dawnym stylu, bo ostatnio coś dziwnego dzieje się z tym reżyserem). Sposób, w jaki przedstawiono Gotham, jest znakomity – to ogromne, monumentalne miasto z budynkami przywodzącymi na myśl gotyk, okryte w mroku i przygnębiające. Ale nie tylko scenografią film ten stoi. Wszyscy ludzie, którzy słali do Warner Bros. protesty przeciwko Keatonowi, musieli przyznać, że aktor jako Wayne/Batman jest jednak wyborem nadzwyczaj trafnym i doskonale oddaje dualizm bohatera, czyniąc z niego złożoną i fascynującą postać. Natomiast w kostiumie ma dużą charyzmę – wystarczy posłuchać jego „I’m Batman”, by się przekonać. Jack Nicholson jako Joker jest najlepszym Jokerem, jaki mógł wystąpić w groteskowym świecie  Burtona – zarówno pod względem wyglądu, jak i jeśli chodzi o oddanie charakteru postaci. Przerażający, a jednocześnie zabawny. Trudno zapomnieć pierwszą scenę, w której pojawia się po swojej przemianie. Bardzo dobrym posunięciem okazało się ukazanie Jokera jako osoby, która była niejako zapalnikiem całej działalności Wayne’a, bo to uczyniło ich konflikt bardziej osobistym. Basinger jako Vicky Vale jest urocza, chociaż po pewnym czasie irytująca gdy musimy ciągle słuchać jej okrzyków przerażenia. Esencją całej tej produkcji jest natomiast finał, który rozgrywa się na szczycie ogromnej katedry. Zawiera właściwie wszystkie elementy, za które chwalę cały film. Całości dopełnia fantastyczna muzyka Danny’ego Elfmana, który stworzył na potrzeby tego filmu jeden z najbardziej rozpoznawalnych tematów w historii muzyki filmowej. Bardzo udana ekranizacja, która zarobiła swoje i wkrótce na horyzoncie pojawił się sequel o tytule…


BATMAN RETURNS (1992)


Sequel przebił oryginał. To najkrótsze podsumowanie, jakie mogłem napisać na temat tego filmu, ale przydałoby się małe wyjaśnienie. Atmosfera w filmie jest jeszcze mroczniejsza, niż była, choć nie odstąpiono od całej tej groteski burtonowskiej. Dodatkowego klimatu dodaje fakt, że akcja filmu rozgrywa się zimą. Burton stworzył kapitalną mieszkankę, w której mamy elementy gotyku, filmu grozy i fantasy. Keaton jest tu jeszcze lepszy niż w pierwszej części, a partnerują mu demoniczny, genialnie ucharakteryzowany (bałem się go kiedyś) Danny DeVito jako Pingwin i bezbłędna, niesamowita Michelle Pfeiffer jako Kobieta Kot. Scena, w której demoluje swoje mieszkanie jest unikalna – aktorstwo, muzyka, reżyseria… ach. 


Świetne są niektóre niuanse scenariusza. Pomijając czarny humor, mamy tu też podteksty seksualne. Gdy Pingwin spotyka Kobietę Kot, mówi: "Just the pussy I've been looking for". Dwuznaczne, czyż nie? Wreszcie jest to film dość brutalny, w którym, na przykład, Batman zabija, jeśli ktoś stanie mu na drodze, ukazane są fatalne skutki popieszczenia prądem, a taki Pingwin prawie odgryza komuś nos. Autorem muzyki ponownie został Danny Elfman i znów stworzył partyturę, która idealnie wgryza się w klimat filmu – już same napisy początkowe wiele zyskują dzięki utworowi kompozytora z pobrzmiewającymi weń chórkami. Mówiąc krótko – jeśli ktoś oczekiwał i oczekuje naprawdę mrocznego filmu z Batmanem roli głównej, to powinien koniecznie sięgnąć po Returns, który w mojej opinii pozostaje najlepszym filmem o tym bohaterze, jaki do tej pory powstał. Zadziwia mnie stosunkowo niska ocena na IMDb - 6,9. 

Pomimo pozytywnych recenzji krytyków, studio było niezadowolone, że film zarobił mniej niż poprzednik, wobec czego przy okazji następnej części postanowiono wymienić reżysera. Burton zajął miejsce jedynie na stołku producenckim, natomiast reżyserią zajął się Joel Schumacher. Jednak tę historię zostawmy na kolejny odcinek.

Zobacz także:
Część 2
Część 3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz